czwartek, 4 grudnia 2014

piątek, 28 listopada 2014

czwartek, 11 lipca 2013



Łodzią pod Wawel czyli Kraków vs Łódź
Nie jestem Krakowianinem, nie jestem też Łodzianinem. W Łodzi mieszkam jednak prawie od roku. W Krakowie tylko kilka tygodni. Mogę jednak powiedzieć odrobinę zarówno o jednym jak i o drugim mieście. Nie jako rodowity mieszkaniec, który zna każdy zakamarek miasta, historię oraz z imienia i nazwiska każdego żula, który nazywając kierownikiem, szefem, prezesem, kolegą, panem i władcą prosi o fajkę, dwa złote bądź nalanie do słoika trochę piwa(prawdziwy przykład z Piotrkowskiej), ale jako ktoś kto nie znając miasta próbuje się w nim odnaleźć, dotrzeć do pracy, coś zjeść, zrobić zakupy, czy iść na jedno piwo…ewentualnie osiem.
Oczywiście nie chcę porównywać miasta w kontekście zabytków. Po pierwsze, mówiąc szczerze: jaki wpływ na mieście biednego studenta ma to, że może wyjść na cudowną starówkę i wypić piwko za 456456164 złotych ? Oczywiście nie twierdzę, że byłoby źle gdyby w Łodzi były sukiennice bo są cudowne, a cała krakowska starówka jest świetnym miejscem, ale większe znaczenie dla przeciętnego mieszkańca ma to czy jego autobus jest klimatyzowany bądź jak daleko ma do sklepu. Ponad to nie naszą winą jest, że to akurat w Krakowie płynie Wisła i gdy w Łodzi jeszcze dłubali patykiem w ziemi, to Kraków już się budował i piękniał.
                Komunikacja miejska, a więc środek transportu większej części młodych ludzi. Gdzie jest lepsza? Gdzie mniej śmierdzi? Gdzie łatwiej kupić bilet? Gdzie jest więcej miejsca? Odpowiedź? Proszę bardzo.
Pierwsza rzecz, która rzuca się w oczy to oczywiście wygląd zewnętrzny autobusów i tramwajów. Tutaj, Kraków od Łodzi nie różni się niczym. Autobusy jak w większości miast w Polsce, ładne Solarisy, podobnie z tramwajami, w większości stare gruchoty, zdarzają się niskopodłogowe odrzutowce, może odrobinę częściej niż w Łodzi, ale powiedzmy, że tutaj jest remis. Wszystko zmienia się jednak błyskawicznie gdy wsiądziemy do  środa. Pierwsze co poczujemy w krakowskich autobusach to…chłód. Podczas gdy w łódzkich temperatura sprawia, że topią się siedzenia, a współpasażerowie, śmierdzą jakby ostatni raz widzieli mydło na Sylwestra, w Krakowie klimatyzacja umila Ci podróż. Pytanie nasuwa się samo. Czemu ? Skoro autobusy są dokładnie identyczne, temperatura taka sama, częstotliwość otwierania drzwi podobna. Czemu łódzkie MPK funduje nam darmową saunę? I niech mi ktoś nie mówi, że w Łodzi są klimatyzowane autobusy. Wiem, że są, ale chciałbym móc do niego wsiąść, a nie tylko o nim słuchać jako o klimatyzowanym autobusie widmo.
Kolejna rzecz to biletomaty. Podobnie jak klimatyzowane autobusy, biletomaty w Łodzi się pojawiają, ale czemu się tylko pojawiają, a nie po prostu są w każdym autobusie i tramwaju tak jak ma to miejsce w Krakowie? Można oczywiście stwierdzić, że jest to czepianie się, bo co 50 metrów mamy kiosk, albo sklep gdzie bilet można kupić, ale trzeba pamiętać o jednym. O 9 rano w niedzielę, gdy wracasz z imprezy na kacu powodującym, że ledwo widzisz na oczy, 99% sklepów jest zamkniętych, a ty nie mając biletu musisz biegać i szukać otwartej żabki podczas gdy twój autobus dawno już odjechał.
Następnie coś na co nie zwracałem uwagi, ale naprawdę pomaga gdy nie zna się miasta, a jedyne co wiesz to nazwa przystanku, na którym masz wysiąść. Najlepiej zobrazuje to zdjęcie. Niby szczegół, ale czemu w łodzi nazwa przystanku jest napisana na znaku małą czcionką i trzeba wstać, i prawie wysiąść z autobusu, żeby ją zobaczyć, a najlepiej byłoby wziąć lupę. Nie wiem, jedyny powód jaki przychodzi mi na myśl to utrudnienie życia pasażerom. Oczywiście da się z tym żyć, ale to naprawdę ułatwia życie.

poniedziałek, 30 lipca 2012

środa, 14 września 2011

wtorek, 2 sierpnia 2011

67 lat po powstaniu

Zazwyczaj nie dodaję podpisu pod zdjęciem tym razem nie mogę się jednak powstrzymać. Denerwują mnie bowiem spekulacje dotyczące zasadności Powstania Warszawskiego. Oczywiście, że z typowo taktycznego punktu widzenia Powstanie było bezzasadne. Nie ulega jednak wątpliwości, że ludzie, którzy 1 sierpnia 1944 roku chwycili za broń byli w większości bohaterami tak wielkimi, że próżno dziś szukać wśród nas kogoś podobnego. Moim zdaniem Warszawiacy, którzy wtedy chwycili za broń zasługują na szacunek. Oczywiście, należy pamiętać, że w Powstaniu zginęło 200 tys. cywilów, ale kto wie co by było gdyby zrywu narodowego nie było? Na te okazję należałoby powiedzieć tylko jedno "Cześć i chwała poległym bohaterom!"